Wchodzimy w związek, nie do końca znając siebie. Nie tylko siebie nawzajem, ale siebie samego. Nie do końca mamy świadomość własnych blokad, lęków, projekcji. Właściwie bardzo często z trudnością z radzeniem sobie z rozbieżnością potrzeb i trudnością z radzeniem sobie z rozczarowaniami.
Kurwa, no japierdole, jaka z Ciebie... pizda, beksa. Dziewczyno, jak Ty się zachowujesz? No niskobudżetowy dramat. I po co Ci było to wszystko? Warto było? Dlaczego sądziłaś, że zasługujesz na coś więcej? Nie jeden by się zamienił z Tobą, ale nie.. bo przecież Ty zawsze musisz wszystko rozpierdolić. Ty zawsze musisz wymyślić coś zjebanego. Wpaść na jakiś durny pomysł. Zastanów się co Ty wyprawiasz. Wszystko zrzucasz na depresję, a może prawda jest inna. Może wszyscy mają rację i faktycznie gówniara się po prostu znudziła.
Wyjdźcie wszyscy z mojej głowy. Nikt Was tam nie zapraszał.
Zrozumiałam, że muszę odpuścić.
On jest zepsuty, a ja nie umiem go naprawić.
Nie robię hałasu, kiedy go opuszczam.
Robiłam hałas, kiedy chciałam zostać, ale on nie słuchał.
Ostatnia łza opadła.